Doświadczenie, 2022
Życie tworzą wydarzenia, lecz dopiero wtedy, gdy potrafimy je zinterpretować, próbować zrozumieć i nadać im sens, zamieniają się one w doświadczenie. Wydarzenia są faktami, ale doświadczenie jest czymś niewyrażalnie innym. To ono, nie zaś wydarzenie, jest materią naszego życia.
O. Tokarczuk, Czuły narrator


Słowo pomnik pochodzi od staropolskiej formy słowa pamiętać – pomnieć i oznacza upamiętnienie kogoś lub czegoś. Są różne cele ich wznoszenia, mój traktuję bardziej jako formę własnego oczyszczenia, uwolnienia się od często powracającego obrazu. Na przestrzeni życia, każdy człowiek doświadcza sytuacji, które może kwalifikować jako trudne, jednak ocena takich trudności jest subiektywna, bo wszyscy postrzegamy i odczuwamy inaczej. Na potrzeby obiektywizacji tego zjawiska, prof. Irena Heszen, autorka prac naukowych z zakresu psychologii, wyróżniła trzy poziomy stresu odczuwalne podczas ciężkich zdarzeń. Pierwszy poziom stanowią problemy życia codziennego, drugi – związany jest z przełomowymi wydarzenia- mi naszego życia, a ostatni, najwyższy poziom – to sytuacje ekstremalne. Prze- życie sytuacji ekstremalnej może przyczynić się do powstania różnego rodzaju reakcji psychicznych, na które naturalną odpowiedzią organizmu jest próba odcięcia się od wszystkiego, co przywołuje pamięć bolesnych wydarzeń. Jednak takie wspomnienia, mimo tego, że próbują być wyparte, nigdy nie zanikają w pełni. Stale powracają do świadomości poprzez symptomy nerwicowe, sny i lęki – próbując w ten pokrętny sposób zawalczyć o swoją ważność. Trauma nie jest tym, co się przydarza – a tym co się wydarza w człowieku w efekcie konkretnych doświadczeń. To wydarzenie wewnętrzne, którego etymologia pochodzi od greckiego słowa travma oznaczającego ranę. Jest autonomiczną korektą naszego wewnętrznego systemu, by odłączyć od siebie jakiś element własnej tożsamości, jest zrzuceniem – w celu przetrwania – tej części, której rozpamiętywanie przekracza ludzką wytrzymałość na stres. Nie istnieje nic co można by określić mianem przyjęcia prawidłowej postawy wobec śmierci kochanej osoby. Nie ma precyzyjnie określonych ram czasowych, po- zwalających na pełne uporanie się z nieodwracalną stratą. Żałoba niesie za sobą ogromny ciężar emocjonalny, a każdy zmaga się z nią na własny sposób. Po latach poczułam bardzo silną potrzebę powrotu do punktu, który dotychczas usilnie zacierałam w swojej świadomości, do najtrudniejszego wydarzenia z jakim przyszło mi się w życiu mierzyć, czyli do samobójstwa mojego ukochanego ojca. Postanowiłam przywołać tamten moment i oddać mu jego należny czas. Przeżyć go i wreszcie rozliczyć się z nim w podjętym temacie pracy doktorskiej. Z lektury W poszukiwaniu straconego czasu Marcela Prousta wydobywa się klarowna diagnoza, że tym, co zmusza artystę do tworzenia jest przede wszystkim potrzeba odzyskania utraconej przeszłości. Nie chodzi jednak o przywrócenie czysto intelektualnej, czy mechanicznej pamięć minionych chwil – odtworzona ma być pełna emocjonalna plastyczność związana z przeszłością. Musiałem wydobyć z cienia to co wówczas czułem, przekształcić to na powrót w psychiczny ekwiwalent. Droga do dokonania tego, jedyna jaką widziałem – czymże była, jeśli nie tworzeniem? Proust podkreśla, że jeśli jakaś przeszłość zostaje utracona, pojawia się impuls i potrzeba jej odtworzenia. Podkreśla również, że jedynym sposobem na jej rekonstrukcję jest znalezienie symbolicznego wyrazu utraconych elementów, a sztuka jest w istocie poszukiwaniem symbolicznej ekspresji. Stwierdza wprost, że świat wewnętrzny jest nieświadomie budowany na podstawie świata utraconego. Sigmund Freud, tłumaczy tę koncepcję mówiąc, że to co tracimy, automatycznie staje się częścią rzeczywistości psychicznej, której następnie jako artyści, dajemy wyraz w swojej sztuce. Dziewiętnastoletni Pablo Picasso po odwiedzeniu Madrytu popadł w trwającą około roku głęboką depresję. Prawdopodobnie był to rezultat spotkania z wielki- mi dziełami sztuki, a w szczególności z obrazami Velasqueza, z którymi wówczas nie był w stanie się mierzyć. W późnym wieku Picasso podjął się namalowania obrazu Las Meninas, będącego rozłożonym na części, a następnie zbudowanym na swój sposób obrazem Valasqueza. Niemal całego życia potrzebował na rekonstrukcję tego, co w swoim umyśle usiłował zniszczyć w okresie depresji. Wg psychoanalityczki Hanny Segal – dzieło sztuki jest wynikiem zdolności artystów do konfrontowania się z destrukcyjnymi impulsami w nich samych, którego źródło tkwi w uszkodzonym świecie wewnętrznym. Poczucie straty pobudza w artyście pragnienie przywrócenia dawnej struktury, odbudowy tego, co już bezpowrotnie odeszło. Takie odtworzenie może jednak nastąpić tylko wtedy, gdy prawdziwie uznamy swoją stratę i pełno-wymiarowo doświadczymy żałoby.




Cisza. Miesiące ciszy. To one pozwoliły mi wsłuchać się w to, co od lat zagłuszałam. Stojąc twarzą w twarz z irracjonalnym formatem blachy tak naprawdę każdego dnia mierzyłam się z czymś o wiele większym. Z obrazem, który nie chce zniknąć, który jest aktywny, który nieustannie wydobywa się na wierzch i poniekąd ujawnia we wszystkich twórczych realizacjach. Nie umiem wyzwolić się spod jego wpływu, nie umiem uciec od jego energii. Nieprzepracowany temat, który nie chce mnie opuścić pierwszy raz tak świadomie i oficjalnie staje się głównym powodem mojej pracy. Po mezzotintę sięgnęłam z premedytacją. Sposób przygotowania matrycy w przypadku tej techniki związany jest z długotrwałym procesem chwiania blachy. Powtarzalne ruchy narzędzia nacinającego matrycę, gwarantują uzyskanie najszlachetniejszej w grafice czerni. Doprowadzenie blachy do momentu, w którym z czerni można zacząć wydobywać światła wymaga jednak sporej determinacji. W przypadku niewielkiego formatu proces ten może zająć od kilku do kilkunastu godzin. Dyskomfort wynikający z wykonywania jednostajnego ruchu chwiejakiem sprawia, że zazwyczaj jednak potrzebujemy rozłożyć ten proces w czasie. Sytuacja zmienia się diametralnie kiedy zamiast charakterystycznego dla mezzotinty małego formatu, sięgamy po miedziany arkusz blachy o wymiarach 100×200 centymetrów… Praca nad matrycą bez uwzględnienia części związanej z tworzeniem obrazu zamyka się wtedy nie w kilku godzinach, a w kilku miesiącach intensywnego działania. W moim przypadku było to dokładnie 1 398 600 sekund odpowiadającym 380 godzinom pracy. Jednak w tym wypadku czas i energia włożona w przygotowanie matrycy nie sprowadzała się wyłącznie do technologii. Wręcz przeciwnie, ten proces od samego początku stanowił integralną część projektu. Miał być świadomym rytuałem. Codziennym aktem zmagania się z niemożliwym. Zdobywaniem własnego szczytu. W artykule Mojżesz Michała Anioła Freud dochodzi do wniosku, że doświadczeniem przekazywanym przez sztukę jest przezwyciężanie gniewu, pogardy i rozpaczy. I to chyba właśnie to, ta gigantyczna chęć przezwyciężenia gniewu i rozpaczy po ojcu, skłoniła mnie do podjęcia się realizacji tej pracy. W moim odczuciu naj- większą wartością płynącą z tego dwuletniego procesu tworzenia, był, nie docelowy efekt w postaci monumentalnego „dzieła”, a czas, który zyskałam na obcowanie z tym tematem. Czas, którego przez 16 lat nie odważyłam się, lub nie chciałam mojemu ojcu oddać. Czas, który poświęciłam na proces oczyszczenia, realny zapis walki z bólem i twórczy rejestr emocji. Kazimierz Malewicz mówił, że Czarny kwadrat to naga ikona, pozbawiona ram kontekstu, oddziałująca na widza poprzez wrażenie emocjonalne, a nie estetyczne. W moich „czarnych kwadratach” tkwią emocje, którymi nigdy dotąd nie po- trafiłam się dzielić. Sukcesywne, mozolne wydobywanie równomiernej struktury, czyli proces budowana czarnej odbitki, to powrót do zdarzenia, z którym nigdy nie byłam w stanie się pogodzić. Uzyskana po tym procesie, nieprzepuszczająca nic na zewnątrz, stworzona z milionów nacięć aksamitna czerń grafiki, to także symbol postawy jaką przyjęłam po stracie ojca, symbol mojego milczenia i wyparcia w tym zakresie. Przez długi czas zastanawiałam się, czy kilkumiesięczne doprowadzanie blachy do pełnej czerni, a następnie wykonanie z tego procesu odbitki nie powinno stanowić zakończenia projektu. Czułam jednak, że poprzestając tylko na tym jednym etapie zostawiłabym swój temat na poziomie traumy co oznaczałoby, że wciąż jestem dokładnie w tym samym miejscu, w którym byłam 16 lat temu. Chcąc tę ciężką materię pokonać, zadecydowałam by projekt rozszerzyć o dwa kolejne etapy. Postanowiłam by z wielkiej płaszczyzny czerni wydobyć bardzo konkrety obraz, a następnie rozświetlając go centymetr po centymetrze doprowadzić do jego zaniku. Tym samym pozwolić na to, by tragiczne, dominujące wspomnienie mojego ojca mogło wreszcie odejść na rzecz miliona wcześniejszych, cudownych wspomnień. Projekt nie został jeszcze w pełni zakończony. Praca nad ostatnim etapem odbywać się będzie do momentu zatarcia stworzonego wcześniej obrazu. Od samego początku traktowałam realizację tego projekt jako akt stawiania pewnego rodzaju pomnika. Wielki arkusz blachy miedzianej, z którym mierzyłam się każdego dnia stał się dla mnie czymś zdecydowanie ważniejszym niż tylko matrycą. Odbierałam go jako kompletny obiekt, jakoś metodycznie kumulujący moje emocje. Aby unaocznić choć trochę czas, który został włożony w jego przy- gotowanie, dodam, że pod sam koniec pracy nad obrazem, kiedy etap 2 wyglądał na niemalże skończony, zdążyłam przesłuchać siedmiu tomów Marcela Prousta W Poszukiwaniu Straconego Czasu. Książka liczy sobie 3880 stron odpowiadają- cym 149 godzinom i 49 minutom słuchania. Finalnie, realizacja składać się będzie z odbitek, odzwierciedlających zachodzące na matrycy zmiany, symbolicznie nawiązujące do dokonywanych przemian w sferze psychicznej: Czarna odbitka – proces przywoływania Odbitka z obrazem – proces mierzenia się Odbitka z zatartym obrazem – proces uwolnienia.




reprodukcje





